Ani jednego dnia bez zdjęcia ….
Urodził się w Zagórowie (woj. poznańskie). Za płotem jego domu mieszkał fotograf. Włodek wraz z kolegami podpatrywali jak posługuje się szklanymi kliszami. W arkana fotografii wprowadził go stryj. Swoje pierwsze zdjęcie zrobił domowej … kozie, za maturę dostał profesjonalny aparat FLEXARET. Miał tzw. kilka pomysłów na życie, chciał zostać: artystą - malarzem, operatorem filmowym, biologiem, miał epizod sportowy, ostatecznie zwyciężyła fotografia. Pracę zawodową zaczynał w Polskiej Żegludze Morskiej fotografując ludzi morza: marynarzy i rybaków. Później jako pierwszy w historii fotoreporter prasowy otrzymał etat w „GW”. Zasłynął jako autor czarno – białych zdjęć Rumunów koczujących na wysypisku w podszczecińskim Sierakowie. - Nie wiedziałem jak do nich dotrzeć, jak zyskać ich zaufanie. Zaprzyjaźniłem się z nimi kilka dni przychodząc bez aparatu i rozmawiałem, rozmawiałem, rozmawiałem. Potem już nie było problemu, gdy wyjeżdżali machali mi na pożegnanie jak dobremu koledze. Zdjęcia obiegły całą polską i nie tylko prasę. Twierdzi, że fotoreporter zawsze jest dziennikarzem, bo często wielokrotnie dokumentuje temat, rozmawia z bohaterami swoich zdjęć, pozyskuje informacje, cały czas czeka na odpowiednie ujecie, komponuje kadr itd.
Mówi o sobie, że jest starym, ale uczciwym fotografem. Fotografując różne, czasem dramatyczne zdarzenia nie robił tego za wszelką cenę. Kilka razy odkładał aparat i rezygnował. - Jest pewna granica, której nigdy nie przekraczam. Wykonuje od ponad 40. lat zdjęcia w szczecińskich teatrach i operze. Spędza wiele godzin na próbach i przedstawieniach. Te ujęcia zarówno pozowane jak i z tzw. akcji czyli robione w trakcie próby przedstawienia wymagają wielkiej staranności, precyzji i umiejętności pracy światłem. Trzeba mieć bardzo dobrze opanowany warsztat, a oprócz tego ogromną wrażliwość na żywych (bo cały czas będących w ruchu) aktorów, rekwizyty, kostiumy i dekoracje. Nazywa siebie malarzem światła. Jego zdjęcia dokumentują całe dekady szczecińskich wydarzeń artystycznych. Są stałą ekspozycją we foyer obu teatrów i opery.
Jest fanem pracy o czym świadczy jego dewiza: „ani jednego dnia bez zdjęcia”. Mimo swych 78. lat zachowuje bardzo dobrą kondycję, poczucie humoru i ogromną otwartość na ludzi. Kocha zwierzęta i przyrodę. Bywa i tak, że podczas swoich wędrówek po ulicach, parkach i lasach przenosi w bezpieczne miejsce ślimaki i żaby, które nieświadomie wtargnęły na drogę i mogłyby stać się ofiarami szybko jadących rowerzystów. Długie godziny, bez względu na porę dnia czy nocy, pogodę (ładna czy brzydka) spędza, odpowiednio zakamuflowany, w leśnych chaszczach. - Bo trzeba wiedzieć, gdzie żeruje i jakim lotem porusza się dzięcioł lub bąk. Żeby zrobić to najlepsze ujecie trzeba mieć dużo samozaparcia, cierpliwości a czasem zwykłego szczęścia. Jego fotogramy przedstawiające uroki natury są prezentowane w kilku albumach fotograficznych. Aktualne zdjęcia prezentuje na swoim koncie na Facebooku. Gdy podczas spaceru na szczecińskiej ulicy lub w podmiejskim lesie miniemy starszego pana w kapelusiku z nieodłącznym aparatem w ręku to z pewnością będzie Włodzimierz Piątek.
Na spotkanie z nim i jego zdjęciami zapraszamy do sali kinowej szczecińskiego Inkubatora Kultury (al. Wojska Polskiego 90) w ostatnia środę marca, 29.03.17 o godz. 18.00 .
Tekst : Helena Kwiatkowska foto:Włodzimierz Piątek
Podziel się artykułem
musisz zalogować się, aby dodać komentarz... → Zaloguj się | Rejestracja